Tak jest ładniej

W drzwiach między klatką schodową a korytarzem wisi firanka. Nie widać przez nią rowerów, kwiatów w doniczkach i wycieraczek. Żeby się tam dostać, trzeba mieć klucz albo znajomego w jednym z mieszkań.

Z wielkiego budynku wyodrębnia się część wspólnej przestrzeni. Tu dostęp ma tylko ograniczona liczba osób. Tylko te osoby mogą powiedzieć: “jesteśmy u siebie”. Ich graty zaczynają wypełniać korytarz. Nikt tych bambetli nie ukradnie, bo są przecież za wewnętrznymi drzwiami. Poza tym w domu każdy czuje się swobodniej i przestaje pilnować swoich skarbów. Prawie jak w domu, nawet firanka wisi.

I tak “dom” rozszerza się o te kilka czy kilkanaście metrów kwadratowych, w zależności od długości korytarza. Zaczynamy mieć coś wspólnego z innymi na piętrze: drzwi na zamek, wewnętrzny domofon, korytarzyk, firankę i przestrzeń prawie prywatną.

Tu już jest dom. Czy nie dlatego gospodynie wieszają w drzwiach firanki? Firanka chroni przed spojrzeniami obcych. Firanka to dowód na obecność gospodyni, to jej manifest i znakowanie terytorium. Poza tym tak jest ładniej.

Skąd wiadomo, że to gospodynie wieszają? Bo chłopcy inaczej znaczą teren. Na klatkach schodowych widać różnice płci kulturowych, a sam gest oswajania przestrzeni z gruntu jest ten sam.foto:bloki_to_my

DOM SIĘ PALI

Gocław to największy na prawym brzegu Wisły zespół mieszkaniowy. Osiedla Iskra, Jantar, Orlik i Wilga zajmują 410 hektarów powierzchni. Na Gocławiu mieszka już 50 tysięcy ludzi. Wszyscy się tam nie zmieścimy.

Dlaczego mielibyśmy wszyscy się przeniesć na Gocław? Bo to jedna z niewielu wysp na mapie Warszawy wolna od czerwonych chorągiewek oznaczających działki objęte roszczeniami. 70 lat po wojnie w sądach toczą się postępowania dotyczące własności prawie 2 tysięcy adresów.mapa roszczeń

Tu kiedyś było inne miasto. 84% lewego brzegu Warszawy zostało kompletnie zniszczone. Jeżeli mieszkasz w nowym domu wybudowanym w granicach dawnej Warszawy, możesz być pewien, że kiedyś stał tu inny budynek. Jeżeli mieszkasz w starej kamienicy, to jest wielkie prawdopodobieństwo, że twój dom zmieniał właściciela. W 1945, na mocy Dekretu Bieruta, grunty w Warszawie przeszly na własność gminy miasta stołecznego. Potem cały naród odbudował swoją stolicę. Nasze miasto stoi na miejscu innego. Tamtego, które zginęło, nie można już odzyskać. Przywrócenie starego porządku jest fizycznie niemożliwe. Dawnym właścicielom mogą należeć się rekompensaty, ale nie  można niszczyć dzisiejszej Warszawy w imię ich prawa własności. Pozostaje pytanie o prawo własności nowych właścicieli. Przecież zapłacili za mieszkania w starych kamienicach, a w wyniku zwrotu nieruchomości, tracą dach nad głową.

Nie mieszkam na Gocławiu.

Nie czuję się bezpiecznie w mieście, gdzie ludzi wyrzuca się z domów.

Nie mam zaufania do urzędników, którzy na to pozwalają.

16 listopada idę na wybory.

Mapę przygotowało MIASTO JEST NASZE

 

ZA PLECAMI STEP

Wysokie domy stawia się, gdy miejsca szkoda. Na małym terenie mieszka dużo ludzi. Obok siebie by się nie zmieścili, więc budują wieżowce, w których jeden człowiek mieszka nad drugim.

Wizjonerzy robią inaczej. Wbrew rozsądkowi stawiają bloki w stepie, gdzie przestrzeń jest jedynym, czego nie brakuje. Wiemy, jak nazywał się człowiek, którego pomysłem było postawienie wieżowca w samym centrum zniszczonej Warszawy. Pałac Kultury był tak wysoki, że nie tylko mieszkańcy stolicy, ale i całego kraju widzieli, że wizjoner wyznaje logikę przemocy symbolicznej, nie ekonomii przestrzeni. Projektowanie budynków może przypominać kupowanie butów na wyrost. Często jednak staje się niemożliwym do przeoczenia manifestem.

pkin-pl.grzybowski

 

 

 

 

 

Pałac Kultury, rumuńskie bloki na wsiach, sowieckie miasta w stepie. Jak tam jest? Stasiuk tam był. Objechał samochodem kawał świata. Tę część, gdzie króluje dykta, ortalion i to, co zostało po wizjonerach.

Andrzej Stasiuk WSCHÓD*:

Trzypiętrowe domy przy ulicy pochodziły pewnie z przełomu lat dwudziestych i trzydziestych i wyglądały na całkiem przyzwoity modernizm. Jednak tutaj, na Dalekim Wschodzie, opuszczenie dopadło je zaraz po wybudowaniu. Opuszczenie dalekowschodnie oraz ideologiczne, bo bardzo szybko się okazało, że modernizm musi ustąpić socrealizmowi. Tak więc wokół na tysiące kilometrów rozciągał się step, a tutaj ta architektura. To się nie mogło udać. Dlatego teraz stało złuszczone i z liszajami.

Wokół rosło zielsko i topole. Drzewa sprawiały wrażenie wynędzniałych, ale one po prostu nie miały czasu całkiem się rozwinąć w krótkim, kontynentalnym lecie. Poszliśmy dalej, w stronę peryferii, pomiędzy zwyczajne bloki. Były tak samo zrujnowane. Na dachu jednego obłaził wielki napis “MOŁOKO”. Tworzywo albo sklejka odpadły od drucianego szkieletu. wyobrażałem sobie, że na innych dachach stoją napisy “CHLEB”, “MIĘSO”, “SER”, i tak w całej Rosji, dalej na północ, w nagiej tundrze, na wiecznej zmarzlinie stoją następne: “KAWA”, “SAMOCHÓD”, “PENICYLINA”, “MYDŁO”. Wyobrażałem sobie, że w cały kraj od Moskwy po Kamczatkę powtykane są słowa wyklepane i pospawane z blachy, słowa z laminatu, z żywicy epoksydowej, ze zbrojonego szkła, z żelaznych prętów, z dykty, z betonu, z drewna, z czarnej gumy, z aluminium, z fiberglasu, z resztek, słowo za słowem, żeby ludzie mieli wszystko, żeby to mogli czytać, ponieważ świat nareszcie miał na powrót należeć do nich. Żeby mogli wymieniać wszystkie nazwy, tak jak na początku, gdy praojciec nadawał imiona wszelkiemu stworzeniu. Tak, w Czycie było “MOŁOKO” wśród peryfefyjnej zabudowy, gdzie mróz na przemian z upałem rozkruszały beton, a za plecami ostatnich domów zaczynał się step wiodący w nicość, pomiędzy kości i kurhany.

*Andrzej Stasiuk WSCHÓD, wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014, s. 35-36.

Na zdjęciu poniżej Bijsk.

bijsk_sowieckaja

Kobieta z wózkiem

Jeżeli w bloku jest kilka klatek, a do jednej z nich prowadzi dziwnie długi podjazd, to znak, że właśnie tam mieszka osoba poruszająca się na wózku. Mało który ze starych budynków był projektowany z myślą o osobach niepełnosprawnych.

foto:bloki_to_my

 

“Dwadzieścia lat czekałam na podjazd” – mówi Tereska, mieszkanka jednego z warszawskich bloków. Decyzje o wprowadzaniu udogodnień dla niepełnosprawnych podejmuje rada mieszkańców. Tereska nie miała siły się z nimi wykłócać. Wszystko sie zmieniło, gdy jedna z sąsiadek uległa wypadkowi i też siadła na wózek. “Przyszła się spytać, jak sobie radzę z tymi kilkoma schodkami. Więc jej powiedziałam, że stoję i czekam, aż ktoś mi pomoże.” Ktoś, czyli dwie silne osoby. W tamtych czasach Tereska nie mogła jeździć wózkiem elekrtycznym, mimo, że jest dla niej dużo wygodniejszy. “Wózek elektryczny jest za ciężki, żeby go nosić po schodach.”

Sąsiadka się zaparła i wywalczyła podjazd. Jednak w dziesięciopięrtowym bloku znalazło się jedenastu lokatorów, którzy uznali, że to nie jest dobra lokata wspólnych pieniędzy. Budowa stanęła na miesiąc. “Niedługo po tym, jak skończyli podjazd ta moja sąsiadka umarła. Została mi po niej najlepsza pamiątka.”

Matki z dziećmi, rowerzyści i ci, którzy zamiast dźwigać zakupy wolą je wozić – wszyscy korzystają z podjazdu. Tak, ci ktorzy protesyowali, też.foto:bloki_to_my

Łączy nas jedno

Andrzej Stasiuk nie kocha bloków. Przemierzając wzdłuż i wszerz wschodnioeuropejskie rubieże, widzi je w każdym mieście i miasteczku, ale zawsze szybko jedzie dalej. Lepiej czuje się w przygranicznych wioskach, gdzie bary są zakurzone, a w zaułkach rosną dzikie wysypiska. O blokach Stasiuk tylko wspomina, ale to wystarczy, by w czytelniku powstało wrażenie, że wielka płyta to nieodłączny element krajobrazu tej części świata. Stare blokowiska sprowadzają myśli znów na tor przeczuć i obaw, że architektura ma jednak coś wspólnego z ustrojem.

Nowa książka Andrzeja Stasiuka nazywa się Wschód. Ukaże się 24 września nakładem wydawnictwa Czarne. Na razie wracamy do opisu mołdawskich bloków z książki Jadąc do Babadag:

Kiszyniów, ach Kiszyniów! Białe blokowiska na zielonych wzgórzach. Widać je z północy, południa, ze wschodu i zachodu. Piętrzą się niczym skalne urwiska. Jesienią w słońcu. Chwała geometrii w rozfalowanym, nieregularnym pejzażu. Nie ma niczego większego ani wyższego w całej Mołdawii. image

Gigantyczne nagrobki wetknięte w urodzajną, pulchną ziemię. Kamienne tablice egalitaryzmu. Termitiery wszechświatowego postępu. Nowe Jeruzalem w stanie śmierci technicznej. Na wylotówkach z miasta stoją ciężarówki załadowane plastikowymi beczkami, gąsiorami na wino, słoikami Wecka, tysiącami naczyń,w które Mołdawia przed zimą zapakuje swe bogactwa, żeby przetrwać. Zakisi, zamarynuje, sfermentuje, wypasteryzuje, zasoli zawartość swych sadów i ogrodów. W centrum na bulwarze Stefana Wielkiego i Świętego, wśród salonów z japońską elektroniką i włoskimi butami, wędrowali ludzie objuczeni słoikami. Nieśli po dziesięć, po dwadzieścia sztuk zmyślnie popakowanych nowiutkich weków. Albo błyszczące ocynkowane wiadra. Albo torby pełne ogórków i pomidorów. Turlały się furgonetki wyładowane arbuzami i ciągnęły przyczepy pełne melonów. Stary Kiszyniów był w istocie taką trochę wyższą wsią. Wystarczyło zejść nieco w bok z głównego deptaka i zaczynały się parterowe albo jednopiętrowe domy, zatopione w zieleni, odgrodzone drewnianymi parkanami, przechadzały się koty i ludzie przysiadywali na schodkach. Takie było stare centrum, dwadzieścia ulic na krzyż i snujące się resztki zapachu sennej imperialnej prowincji. Gdyby znikły samochody, wszystko byłoby jak kiedyś, jak sto lat temu.

Andrzej Stasiuk, Jadąc do Babadag, Wołowiec 2004, strony 150-151.

wszystkie zdjęcia w tym wpisie pochądzą ze strony KP81-fotoimage

Chłopaki z Krochmalnej

25 tysięcy mieszkańców osiedla za Żelazną Bramą ma gdzie odpoczywać. Nie muszą nawet przedzierać się na drugą stronę Marszałkowskiej – do Ogrodu Saskiego. W Ogrodzie spacerują studenci i turyści. Tubylcy, z psami i dziećmi, wychodzą do Parku Mirowskiego. Duży plac zabaw, klomby z kwiatami, ławki; drzewa zdążyły już urosnąć. Po kłębach dymu z piekarnianych kominów i stukocie szewskich młotków ślad został tylko w literaturze.

Na Krochmalnej panował huk i zgiełk. przez otwarte drzwi wylewano pomyje, brudy płynęły wypełnionymi rynsztokami. Ktoś otworzył okno i wyrzucił śmieci. Na tej ulicy znajdowało się wiele piekarń, z kominów wydobywały się kłęby dymu. Stajnie przyciągały roje much. Ulica pulsowała życiem. Szewcy na zydlach reperowali obuwie przed drzwiami warsztatów. Kobiety kołysząc niemowlęta siedziały na stołkach i schodkach domów. Banda uliczników szła za niemową wołając chórem “Bałwan!”. Żony kłóciły się z mężami, a sąsiedzi usiłowali ich godzić. Azriel torował sobie drogę w kierunku ruin koszar Mirowskich. Koszary, chociaż powinny zostać do cna wyburzone jako relikt dawnych polskich rządów, nieoczekiwanie stały się miejscem postoju niezliczonych chłopskich wozów, dwukołowych beczek do rozwożenia piwa i dorożek; dzielnica ta stanowiła bowiem jeden wielki targ owoców, warzyw i mięsa.*

Izaak Bashevis Singer mieszkał na Krochmalnej, ale nie tam, gdzie na rogu z Żelazną stoją dwie przedwojenne kamienice. Dwie kamienice, w których on kolejno mieszkał, wojny nie przetrwały. Najpierw, zaraz po przeprowadzce z Radzymina, Singerowie mieszkali pod numerem 10. Po kilku latach przenieśli się do domu obok. Tam, pod numerem 12, mieszkanie było większe, wyposażone w ubikację i gaz do gotowania i lamp. Teraz rośnie tu park.foto:bloki_to_my

Singer pisał w jidysz. Nadzorował przekład własnych tekstów na angielski i to właśnie wydania anglojęzyczne są podstawą tłumaczeń na resztę języków. Zdarzenia opisywane w książkach Singera często mają miejsce w przedwojennej Warszawie. To świat mieszkających tu kiedyś Żydów. Od Singera wiemy, że na Krochmalnej były nie tylko piekarnie, ale też chasydzkie domy modlitwy (pod numerem 12 aż dwa – miński i radzymiński). Żydzi z dzielnicy północnej na miejsce odpoczynku zwykle wybierali Ogród Krasińskich, nie Saski. To była taka niepisana umowa z resztą społeczeństwa.

Raz do roku, pod koniec wakacji, przypominamy sobie, że Warszawa jest Singera. Program tegorocznej edycji festiwalu TUTAJ

*Izaak Bashevis Singer Dwór, cytat za Jacek Leociak Spojrzenia na warszawskie getto, Warszawa : Dom Spotkań z Historią, 2010. Zeszyt 6: Krochmalna, strona 32.

Szczególnie polecamy książkę Jacka Leociaka. Znajdziecie tam informacje o sześciu  warszawskich ulicach, opisujące je cytaty z literatury i plany z różnych etapów życia miasta.

foto:bloki_to_my

Przedwojenne kamienice na skrzyżowaniu Żelaznej i Krochmalnej.

TURBO TOPOS

Jak to jest dorastać na blokowisku? No, normalnie.

Opisanie najbardziej codziennego, najbliższego sercu zjawiska, często okazuje się zadaniem niewykonalnym. Jest na szczęście kilka sposobów na pokonanie trudności z komunikowaniem własnych doświadczeń.

Można posłużyć się metaforą: „Dzieciństwo na podwórku jest jak kajzerka z serem”.

Mniej enigmatycznie wypadają opowieści. I tak, zamiast ujmować doświadczenia w pojęcia abstrakcyjne, można przytoczyć historię: „Siedzieliśmy na ławce, gdy podjechał radiowóz…”turbo_3_550

Można też odwołać się do motywu. Każdy, kto ma zbliżone do naszych doświadczenia, pojmie jego znaczenie w mig. Inni i tak nas nie rozumieją. Tylko ci, którzy cudowne dzieciństwo spędzili w latach 80., na hasło „guma Turbo” dadzą odzew „jest rakotwórcza”.

Guma Turbo jest toposem. Pole skojarzeń, które wywołuje, to nasze nieubrane w słowa wzajemne zrozumienie. Jakby ktoś porozumiewawczo puścił oko.

Maciej Buchwald wykorzystał jeszcze jeden sposób podzielenia się doświadczeniem swojego życia wśród bloków. Nakręcił film „Dzieciństwo na Imielinie”.

Przedszkole, dyskoteka na koniec roku, popołudnie na podwórku – lawina wspomnień i uśmiech na twarzy nie tylko tych, którzy po nowy zeszyt biegali do papierdolca na Hawajską.

Fanatyzm to kwestia klimatu

Tu też są place zabaw między wysokimi blokami. Obok spożywczaka kilka budek tworzy bazarek, a na ławkach opalają się starsi panowie w rozpiętych koszulach. Dlaczego każdy zna to osiedle? Bo jadąc tu z centrum tramwajem, mija się stadion. Jesteśmy na Widzewie.

– Chcesz posłuchać o osiedlu? To siadaj.pani na widzewie

– No, my jesteśmy  stąd, więc nigdy nie mieliśmy specjalnego wyboru, komu kibicować. Ale na meczu to ja byłem tylko parę razy. Każdy zna te historie o wojnach klubów, bo albo sam dostał wpierdol od chłopaków z ŁKS-u, albo mu kolega opowiadał, ale to dotyczy głównie tych zaangażowanych kibiców. Ja bym powiedział, że z każdym pokoleniem jest ich coraz mniej. Na Widzewie głównie starzy ludzie mieszkają.

Damian w bloku przy Górce Widzewskiej mieszka całe życie, ale nie wszystkich zna.

– Tu jest mało ludzi, którzy znają się na czymkolwiek, ale zdarzają się tacy, co to chcą wiedzieć wszystko o sąsiadach. Jest taki pan z pieskeim. On potrafi dowolną ilość czasu stać i obserwować, jak dzieje się coś ciekawego, jak ktoś się przeprowadza na przykład.

Większość moich przyjaźni ze szkoły się porozchodziła. Mnóstwo ludzi wyjechało. W którymś momencie od przyjaźni ważniejsze stają się pieniądze.

Teraz remontują Fabryczną i “Łódź buduje trasę W-Z”, a ja nie wiem, dla kogo te drogi. Oczywiście, kocham to miasto… bo się w nim urodziłem. Mam masę wspomnień z podwórka, tu z górki, ale też chcę wyjechać. Myślę o Kanadzie i Nowej Zelandii.

Po Widzewie można się spokojnie przejść, będąc kibicem Legii. O tej porze roku na każdym tutejszym podwórku kwitną jaśminy. Lokal w pawilonach zamknięty, bo w środku wesele. Przed wejściem stoi czerwony samochód z bialymi wstążkami. Widzew spadł do drugiej ligi, ale to nie jest największe zmartwienie na blokach.

Pozdrowienia dla Maćka i Damiana!widzew_jaśmin

 

Dziewczęta z Nowolipek

Budowę Osiedla za Żelazną Bramą rozpoczęto w 1965 roku. W ciągu 7 lat w Śródmieściu stanęło 19 bloków z charakterystycznymi krótkimi oknami.

Skąd w centrum Warszawy miejsce na budowę tych gigantów? Tu nigdy nie było “miejsca na budowę”. Od 1943 była dziura po zgładzonej dzielnicy.

W świadomości warszawiaków teren, na którym Niemcy zamknęli Żydów, pokrywa się z dzisiejszym Muranowem. Tymczasem Getto było dużo większe. Jego granice wielokrotnie przesuwano, ale zawsze sięgały daleko poza Muranów.mapa getta

Ogłoszenie 12 października 1940 roku zarządzenia o utworzeniu getta w Warszawie było tylko jednym z wielu etapów jego powstawania. Bardzo szybko wyodrębniony “obszar zagrożenia epidemią” wkrótce otoczono drutem kolczastym, a w końcu murem. Bramy zamknięto, a na terenie Getta przymusowo osiedlono Żydów nie tylko warszawskich, ale również tych przywiezionych tu z wielu innych miast.

O ile więc początek Getta rozpisany jest na etapy, o tyle koniec dzielnicy żydowskiej mamy zwyczaj określać bardzo precyzyjnie – co do godziny. 16 maja 1943 roku o godzinie 20:15 ss-Gruppenführer Jürgen Stroop zdetonował ładunki wybuchowe założone pod Wielką Synagogą na Tłomackiem. To był koniec powstania w Getcie. Stroop opisał to zdarzenie w raporcie sporządzonym dla Heinricha Himmlera, zatytułowanym “Dzielnica żydowska w Warszawie przestała istnieć”.

Nie wiem, czy mieszkańcy Osiedla za Żelazną Bramą, słyszą pytanie “Jak możesz?”, w reakcji na podanie własnego adresu. Mieszkańcy Muranowa dobrze wiedzą, jak to jest. Tabu musi dotyczyć gruzów, które wciąż leżą pod domami na Dzielnej, Nowolipkach, Nowolipiu. Brzemię pamięci rozkłada się nierówno między mieszkańców Śródmieścia. Zawsze spoczywa na barkach ludzi, którzy chcą je dźwigać.sztuka_zelazna

DZIKA BANDA

Wergiliusz, Dante, Tołstoj. Po drugiej stronie Wólczyńskiej, gdzie Wawrzyszew zmienia się w Chomiczówkę, głównej ulicy osiedla patronuje Joseph Conrad. Ale kto to jest Pablo Neruda? Chilijski poeta. Dostał Nobla w 1971 roku. Dwa lata później zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. Neruda_Tam umarła..

Kto, stojąc przed zadaniem nazwania kilku nowych ulic według klucza “wielcy pisarze”, jedną oddałby Nerudzie?

Można się spierać, czy Neruda był wielki, czy nie, ale jedno jest pewne: Warszawa nie zapomina. W książce Tam umarła śmierć pisarz oddał hołd naszemu miastu podnoszącemu się z popiołów. Jedna z ulic Chomiczówki jest warszawskim hołdem dla Pabla Nerudy. Jedenaście wielkich bloków i o wiele za mało wiciokrzewu. foto:bloki_to_my