TREME_TREME

“Trzęsie się, ale się nie wali” – tak o swoim bloku mówili mieszkańcy São Vito. Mówili, bo Treme-Treme w końcu upadło.

sarzekaW 1982 roku była powódź. Rzeka Tamanduateí wylała. Dwie studnie artezyjskie dostarczające wodę mieszkańcom bloku São Vito zostały zanieczyszczone. Ale nie tylko z wodą był problem. Zerwanie umowy z firmą wywożącą odpady sprawiło, że z 27 pięter posypały się śmieci. Dlaczego zamiast zwieść je na dół, mieszkańcy wyrzucali śmieci przez okna? Bo winda dochodziła tylko do 15 piętra. W 2002 roku trzeba było odstać pół godziny w kolejce, żeby do niej wsiąść. Wtedy dwie pozostałe windy już dawno nie działały.

Plan wieżowca mieszkalnego, mającego stać się domem dla ludzi napływających do São Paulo i wielodzietnych rodzin, został opracowany przez Arona Kogana. Architekt zaprojektował 624 mieszkania o powierzchni 28 metrów każde. Pięter było 27 i każde wyglądało tak samo – 24 mieszkania i jeden korytarz – dosyć wąski (80 cm) – ale za to bardzo długi.sao_vito_plan

Prawdziwe problemy pojawiły się podobno wtedy, gdy mieszkańcy zaczęli dzielić mieszkania na mniejsze. W połowie lat ’80 po wąskich korytarzach chodziło 3 500 sąsiadów i nikt nie myślał o wyprowadzce. Nikt nie zapalał światła, bo na korytarzach go nie było.

Gdy ogromny budynek niszczeje, koszty jego utrzymania lawinowo rosną. Jeżeli zamieszkuje go społeczność ludzi o minimalnych dochodach, sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli. Historia São Vito do złudzenia przypomina to, co stało się w St. Louis, gdzie cały ciężar utrzymania osiedla Pruitt-Igoe spoczywał na jego mieszkańcach. Pruitt-Igoe runęło w 1976 roku. Ostatnie 140 rodzin wyprowadziło się z São Vito 25 czerwca 2004. Budynek przez sześć lat stał pusty. Jak powiedzieli w telewizji, stan budynku był tak zły, że zagrażał przechodniom. Na głowę sypały się kawałki szkła. Rozbiórkę Treme-Treme ukończono w 2011 roku. Kupcy z Mercado Municipal się ucieszyli. Relacja Pauli Araujo:

projekt Errante

Znany jest przypadek, kiedy to w jednym z warszawskich ogrodów wycięto 200 drzew, żeby przywrócić jego stan pierwotny. Zwykle jednak, powrót do poprzednich etapów funkcjonowania przestrzeni kojarzy się z sadzeniem drzew.

Rejon São Paulo, gdzie rzeka Tamanduatei płynie obok Mercado Municipal, wciąż nazywa się Park Dom Pedro II. Po parku śladu nie ma, a wzdłóż wyregulowanych betonowych brzegów biegnie jedna z głównych ulic metropolii.

Właśnie tam, w sercu miasta, artysta Héctor Zamora posadził drzewa. Tym samym podjął próbę pogodzenia dwóch porządków, obu naturalnych – dla człowieka zdobywanie przestrzeni jest tak samo oczywiste, jak wypuszczanie nowych liści dla drzewa.foto:Hector_Zamora

Odzyskał dla nich miejsce w całkowicie zurbanizowanej przestrzeni, instalując ogromne donice. Drzewa zawisły nad płynącą w dole rzeką. Żelazne stelaże, stalowe liny i ekipa robotników przywróciły roślinność dzielnicy Park Dom Pedro II.foto:Hector_Zamora

Na zdjęciach i filmie dokumentującym powstawanie instalacji widać proces zachodzący równolegle. Gdy Héctor Zamora, wraz z ekipą, zaczynał pracę, blok São Vito wciąż stał w tle. Cały pokryty rysunkami, z szybami w strzępach, czekał na rozbiórkę. Na kolejnych zdjęciach widać, jak został przykryty płachtami, pod którymi inna ekipa robotników mogła zacząć swoją pracę. W przypadku São Vito nie można było zastosować metody implozji, by nie uszkodzić pobliskiego Mercado Municipal.

Dlaczego ten ogromny blok musiał zniknąć?

O tym niedługo.

Wszystkie zdjęcia w tym wpisie pochodzą z oficjalnej strony artysty.

Piosenka od Wojtka

Wojtek mieszkał kiedyś w bloku na Chomiczówce. Napisał o tym piosenkę. Nazwał ją “Piosenka o Bielanach”.

muzyka: Wojciech Kwapisiński/tekst: Agata Kinasiewicz

WOJCIECH KWAPISIŃSKI – muzyk, gitarzysta, improwizator. Współtwórca i członek zespołów Airth, Gamid Group, Nor Cold Quartet, Altona, Puppetteine, Zwichnięci Dandysi, Julian Ochorowicz, Jedność, KK, Hakafot, Koło Zbożowe, Ian Czapla,
Promieniowanie Dobry Ból i innych. Założyciel DIY Labelu Wytwórnia Element. Członek nieformalnej grupy Antikonsjum oraz grupy nieformalnej Studio Gołąbki. Członek Stowarzyszenia NowE oraz Stowarzyszenia Trzecia Fala. Współorganizator wydarzeń muzycznych Impro Miting oraz Działanie muzyczne.

ZDZISŁAW MALOWAŁ

Przy ulicy Sonaty stoi jeden z tych długich bloków, które na dole mają prześwity, żeby nie trzeba było za każdym razem chodzić naokoło. Na siedem klatek jeden prześwit.

Trudno powiedzieć, ile jest tu mieszkań. Numery na skrzynkach pocztowych mogą mylić, bo Dolina Służewiecka słynie z braku logicznej korelacji między numerami pięter i mieszkań. Na oko – jakieś tysiąc okien.

foto:bloki_to_my

15 lutego 2007 roku Piotr Janowczyk, z ekipą, rozpoczął prace nad malowidłem ściennym. Mimo upływu lat i docieplenia budynku przy Sonaty 6, malowidło ciągle jest na swoim miejscu, w prześwicie.

– Tematem malarstwa Beksińskiego była śmierć – mówi Janowczyk  – Kiedy jednak znaleziono go martwego, śledczy odrysował biały ślad wokół zwłok i tak śmierć malarza narysował ktoś inny.

foto:bloki_to_my

Zdzisław Beksiński miałby dzisiaj osiemdziesiąte piąte urodziny. Dziewiąta rocznica jego śmierci minęła trzy dni temu. Malarz został zabity we własnym mieszkaniu, w bloku przy Sonaty 6. Wszyscy poznaliśmy tę historię, bo opisały ją gazety.

Jan Bończa-Szabłowski:

Jego mieszkanie na Ursynowie robiło wyjątkowo ponure wrażenie. Wyglądało jak mroczny labirynt, zaprojektowany z wielką precyzją, Zdzisław Beksiński był w końcu z wykształcenia architektem. Sterylna czystość panowała w każdym pomieszczeniu. Zarówno w jasnej kuchni, z białymi szafkami, beżowym linoleum i drewnianym taboretem, jak i mrocznych pokojach, którym klimat nadawały wiszące pod sufitem olejne płótna. Do tego przedpokój, którego ściany były wyłożone taflą luster kryjących szafy i garderobę. Ilekroć tam byłem, zawsze miałem kłopot z opuszczeniem tego mieszkania i zamiast na korytarz klatki schodowej trafiałem do usytuowanej obok… łazienki.(Plus Minus – dodatek do gazety Rzeczpospolita, 21 luty 2014)

Beksiński_Gallery_Sanok_workplaceOczywiście Sonaty 6 to samo serce Doliny Służewieckiej, nie Ursynowa. Z okna malarz widział Land i ogromny blok za nim stojący. Odcinek KEN-u oddzielający dom Beksińskiego od centrum handlowego przeprowadzono dużo później.

Ludzie na Przyczółku

Słoneczny dzień na Przyczółku Grochowskim. Żółte elewacje odbijają słońce, śnieg się topi, kapie z dachów. Na górce koło szkoły dzieciaki jeżdżą na sankach.

foto:bloki_to_myAle nawet przypadkowy przechodzień od pierwszego wejrzenia wie, że to miejsce jest szczególne. Wzdłuż całego domu ciągną się galerie. Pod nimi na poziomie chodnika wije się korytarz. Prosto z niego wchodzi się do mieszkań. Blok ma prawie 2 kilometry długości. Korytarz zakręca 22 razy.

Przyczółek Grochowski zaprojektowali Zofia i Oskar Hansenowie. Filip Springer napisał o nich książkę Zaczyn i zamieszkał w zaprojektowanym przez nich galeriowcu.

foto:bloki_to_my

Filip Springer:

Do czego muszę tu przywyknąć:

Żeby zimą uważać na schodach. Na klatkach nie ma kaloryferów. Jak pada śnieg, to w środku jest lodowisko. Człowiek się ślizga, leci półpiętra i wali głową w skrzynki pocztowe na dole. Zbieranie się z podłogi nigdy nie odbywa się z godnością, akurat zjawi się starsza pani, załamie ręce i powie, żeby bardziej uważać i że tu miało być kiedyś więzienie, dlatego tak zimno na schodach. Już trzy razy mi tak mówiła. 

Że jak pada, to na Przyczółku huczy tak, jakby lało. Rynny biegną wewnątrz betonowych korytarzy, dźwięk płynącej wody odbija się od ścian. Idąc galerią, można sobie wtedy wyobrażać, że się mieszka nad potokiem. Albo w kanale. Każdy pewnie wyobraża sobie coś innego.

foto:bloki_to_myŻe ludzie na Przyczółku dzielą się na tych, co przez okno w kuchni widzą drzewa, i tych, co widzą ciemność. Ja należałbym do tych drugich, ale nie mam nawet okna. M., od którego wynajmuję mieszkanie, zamurował je jakiś czas temu. Mówi, że było niepotrzebne.

Że słyszę sąsiadów. Na dole dwa psy. Całymi dniami siedzą same. Ten większy woli szczekać, ten mniejszy jakby wyje. Oba raczej białe. Na oczy ich nie widziałem, ale tak je sobie wyobrażam. Robią sobie przerwy na dwie, trzy minuty, może im zasycha w gardłach. Potem znów zaczynają. U góry jest jeszcze miłośnik techno. I latem ten gość, co parkuje pod moimi oknami i rozmawia w samochodzie przez telefon za pomocą zestawu głośnomówiącego. Człowieku w czarnym oplu – wiem, jak próbujesz unikać płacenia podatków, a wcale wiedzieć nie chciałem!

Że po gości muszę wychodzić na parking albo przystanek. Mówią, że trafią, ale nigdy nie trafiają. Dzwonią potem i mówią – „Stoję pod twoimi drzwiami”. Oczywiście wychodzę, a ich nie ma. W takich sytuacjach najlepiej jest ich poprosić, żeby zapukali do tamtych drzwi i zapytali, gdzie są. Ludzie na Przyczółku są przyzwyczajeni. Pokierują pod dobry adres.

Że jak kogoś już tu prowadzę, to muszę tłumaczyć, że to osiedle naprawdę jest wyjątkowe.

Że mało kto mi wierzy.

Żeby nie patrzeć w oczy temu łysemu, który często stoi pod sklepem, bo drugi raz może mi nie uwierzyć, że jestem Anglikiem.

Żeby nie zerkać z galerii ludziom do mieszkań, bo można usłyszeć wiąchę (trudne, bo ja lubię tak zerkać).

Muszę też zacząć pytać o piękno. Zwłaszcza ludzi, którzy znali Hansenów. Ciągle o tym zapominam, a czasami po prostu nie mam odwagi. A chciałbym znać odpowiedź na pytanie:  czy Zofię i Oskara Hansenów obchodziło piękno?

Ludzie na Przyczółku mówią, że to pytanie jest ważne.       

Filip Springer, Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach, Wydawnictwo Karakter, Kraków – Warszawa 2013, s. 59-60.foto:bloki_to_my

 

EVERGREEN STATE

Był kiedyś wywiad z Sophie Marceau, w którym powiedziała, że Warszawę można przejść nie wychodząc z cienia drzewa.foto:bloki_to_my

Sophie Marceau w Warszawie już nie mieszka. Drzewa teraz liści nie mają – a nawet, gdyby miały – żeby rzucić cień, trzeba stać pod słońce.

Ale jest podwórko, gdzie drzewa liści nie tracą. W Berlinie może być śnieżyca, a tym drzewom nic nie przeszkodzi w poprawianiu mieszkańcom humoru. Witajcie na Friedrichsfelder Tor. 

 

foto:bloki_to_my

 

80 malarzy-muralistów zrzeszonych w kolektywie CitéCréation zmieniło beton w las. 22000 metrów kwadratowych betonu. Tak powstał największy na świecie mural-na-budynku-mieszkalnym. Lokatorzy wydają się zadowoleni. A drzewa tylko w nocy są czarne, nie zielone. DSCN1168

 

The Eagle Has Landed

Stawy były tu zawsze. Cały teren był podmokły. Potem z trzech stawów zostały dwa. Na miejscu zasypanego wybudowano szkołę. Dzieci z ogromnego osiedla mają się gdzie uczyć.foto:bloki_to_my

Wawrzyszew jest ogromny. A w zasadzie, nie tyle ogromny, co monumentalny. Bloki są długie – mają po 15 klatek. Stoją do siebe rownolegle, tworząc wąwozy.

Stada kaczek koczujących nad Stawami Brustmana są czymś oczywistym. Ale dlaczego jeden z wawrzyszewskich wąwozów opanowały mewy? Dlaczego ptaki siedzą tylko na jednym podwórku i dlaczego właśnie na tym?

Mewy są bardzo towarzyskie. Żyją w dużych skupiskach, robiąc masę szumu. Potrafią szybować w czasie burzy i wirować w powietrzu.

Mewy, gdy nie siedzą na placu zabaw, pewnie szybują, unosząc się na prądach powietrznych ciągnących wąwozami.foto:bloki_to_my

 

OSTATNI GASI ŚWIATŁO

foto:bloki_to_myDzisiaj słońce wzeszło o 07:35, zaszło o 15:53.

Jasno było przez osiem godzin i kilkanaście minut. Po zmroku mało co widać. Najbardziej rzucają się w oczy dekoracje świąteczne.

Święta już  minęły, ale domy ciągle ozdobione są lampkami. W tym kolorowym świetle nie da się ukryć różnicy między “moim domem” a “moim blokiem”.Zrzut ekranu 2013-12-28 (godz. 11.30.08 AM)

Światełka wycinają z monolitu fasady mrówkowca poszczególne mieszkania. Ale czy można się wyizolować, gdy sąsiad jest na wyciągnięcie ręki?

 

 

Święta są po to, żeby spędzać je razem. Lampki są od tego, żeby było ładniej i trochę lżej ze świadomością, że na krótkie letnie noce trzeba poczekać pół roku.

foto:bloki_to_my Mieszkanie w bloku to balansowanie na granicy między “moje” a “nasze”. My nie doprowadzamy się do szału, odliczając dni do Sylwestra, kiedy to z braku słońca będziemy na podwórkach odpalać sztuczne ognie.

46 TON WIÓRKÓW KOKOSOWYCH

Francuska czekolada z orzechami, masa czekoladowa, banany, rodzynki, guma do żucia, włoskie szampany, kawa, kwasek cytrynowy, orzechy arachidowe.*

– To nie lista zakupów świątecznych, tylko rarytasy, które pojawiły się przed świętami w sklepach firmy „Agricoop”. Współczuję ludziom, którzy w grudniu 1988 roku załapali się już tylko na kwasek cytrynowy.

Przedsiębiorstwo Hurtu Spożywczego też ma sporo atrakcyjnych towarów. Migdały oglądaliśmy przez kilka lat jedynie w bazarowych budkach, a w tym roku pojawią się też w sklepach. 46 ton wiórków kokosowych to zapowiedź ciekawszych wypieków świątecznych. W wielu sklepach są już soki pomarańczowe i grapefruitowe w litrowych kartonach po 1100 zł.*Zrzut ekranu 2013-12-19 (godz. 12.02.07 AM)

Kiedyś typowym obrazkiem przedświątecznym były choinki stojące na balkonach. Obok choinek wisiały zające. Łatwiej było oprawić zająca, niż dostać w sklepie pasztet, no i spędzało się święta stojąc we własnej kuchni, a nie w kolejce przed sklepem.

Karpie zapewne pływają już w wannach domowych, a choinki stoją na balkonach. Kto nie kupił drzewka, może jeszcze wydać te kilka tysięcy złotych. Sprzedawcy ustawili swe samochody z zielonym towarem w kilkuset miejscach w całej Warszawie.**

Teraz też na niektórych balkonach widać choinki. Pan sprzedawca mówi, że niektórzy już kupują, chociaż młyn będzie dopiero w sobotę i niedzielę. W weekendowym wydaniu gazety na pewno za to nie będzie raportu z zaopatrzenia sklepów.

DSCN1106

*Życie Warszawy 292 (13985) piątek, 16 grudnia 1988

**Życie Warszawy 297 (13965) czwartek, 21 grudnia 1988

MATECZNIK LUDZI

Podobno, gdy wykopano doły pod fundamenty tych bloków, wysechł strumyk w Lasku Bielańskim.

W żadnym innym miejscu różnica między punktowcem a korytarzowcem nie jest tak łatwa do uchwycenia.

Tutejsze punktowce mają 20 pięter i są jednymi z najwyższych bloków w Warszawie.

3 216 lokali mieszkalnych, 84 użytkowe, pracownie twórcze i schowki.

foto:bloki_to_my

Na wielu blogach można przeczytać, że to „kosmicznie brzydkie miejsce”. Takie opinie zawsze spotykają się z chóralnym sprzeciwem mieszkańców.

Ludzie ze skłonnością do patosu potrafią opisać je naprawdę patetycznie:

„Osiedle Ruda poraża swoim ogromem malkontentów, którzy nie potrafią żyć w nieogrodzonych osiedlach. Przestrzeń była i jest tam obecna od zawsze, wspinając się na najwyższe piętra budynków widać wspaniałe widoki na przyszłość, kształtuje się hart ducha i widać jak pręży się stal mostów. To ostoja inteligencji, matecznik ludzi, którzy stworzyli wiele pięknych rzeczy, gdzie wśród nazwisk widnieje np. Wojciech Pokora, Władysław Komar, Janusz Gajos, rzesze prawników, literatów, tłumaczy. Wiatr wypędza stamtąd stęchliznę umysłowej zaściankowości.”*

I to właśnie na tym osiedlu Hades nakręcił KURZ!

Zrzut ekranu 2013-11-27 (godz. 12.25.02 PM)

Noszę kurz na butach, na ustach smak blokowisk

Nie przyjeżdżaj tu, jak masz objawy klaustrofobii.

MARYMONT – RUDA

…?

Klaustrofobii? Chyba agorafobii.

foto:bloki_to_my

*cytat jest komentarzem do wpisu na TYM BLOGU