Im wyżej, tym lepiej, chyba, że nie ma windy. Bez windy, nie ma co kupować nic powyżej drugiego piętra. Najlepiej pierwsze. Parter nie wchodzi w grę – na pewno przyjemnie mieć ogródek i krzaki przed oknem, do środka i tak nikt nie zagląda – ale sprzedać ciężko.
Bo kupując mieszkanie, często od razu myślimy o sprzedaży. Może to być tylko hipotetyczna sprzedaż – “jakby trzeba było się wynieść” – ale nawet ta nieplanowana i nierzeczywista, określa nasz stosunek do własnego domu, do jego wartości.
W przypadku bloków dochodzi jeszcze pytanie: wielka płyta, czy rama H? Nie mówiąc już o zawsze palącej kwestii odległości od metra,balkonu lub jego braku, strony świata na którą wychodzą okna salonu. Stąd właśnie różnice w cenie metra. Cztery pokoje na Chomiczówce: 442 000/ parter na Ursynowie: 570 000/ kawalerka na Bemowie: 223 000.
“Pamiętam, jak odbieraliśmy klucze do naszego pierwszego mieszkania – wspomina Małgorzata – pierwszego niewynajmowanego. Spotkaliśmy się z sąsiadami w jakiejś spółdzielczej kanciapie i losowaliśmy klucze. Znaczy, jako pracownikom naukowym, przysługiwał nam dodatkowy metraż, więc wiadomo było, że losujemy spośród większych mieszkań po lewej stronie klatki. Sąsiad z niepełnosprawną nogą miał zapewnione pierwsze piętro – parteru nie było, dół bloku wyjątkowo zajmowały lokale usługowe. Ale cała reszta uwarunkowań i parametrów znaczenia nie miała, mieszkania spółdzielnia oceniła jako jednakowe. Stąd metoda z losowaniem. Wszyscy musieli płacić za metr tyle samo. Nasze trzecie piętro bez windy pochłonęło tyle samo funduszy z dwóch książeczek mieszkaniowych, co sąsiada piętro niżej. To był 91 rok, rynek budowlany na chwilę przed własną transformacją. Bloki wybudowane jeszcze przez poprzedni system; trzeba przyznać, że jakoś stoją. Lubiłam tam mieszkać, chociaż córki tęskniły za ursynowskim podwórkiem.”