Jeżeli wychowaliście się na blokach i tam chodziliście do szkoły, to jest bardzo prawdopodobne, że wyglądała ona tak samo jak moja.
Integralną częścią osiedli budowanych do połowy lat ’60 są szkoły wykonane według jednego planu – planu budowy 1000 szkół na tysiąclecie państwa polskiego. Może dziwić, że bardzo świeckie władze PRL postanowiły uczcić tysięczną rocznicę chrztu Polski, ale tak właśnie było.
Przez 7 lat, od 1959 do 1966, cała Polska ogarnięta była patriotyczno-społeczną gorączką budowy nowych placówek oświatowych. Pomysł rzucił Władysław Gomułka, a ludzie poszli za nim. Duża część budżetu przedsięwzięcia pochodziła ze składek społecznych. Wszyscy rozumieli, że szkół naprawdę jest za mało (w 1961 roku na każdą salę przypadało 74 uczniów). Każdy liczył, że ta inwestycja, jak żadna inna, w przyszłości przyniesie tylko korzyści.
I tak, w całej Polsce powstało nie 1000, a 1417 szkół, podobnych do siebie jak dwa bloki. Prosty, dwu- lub trzypiętrowy podłużny klocek, za nim mniejszy skrywający salę gimnastyczną i łącznik – czyli korytarz łączący oba elementy. Tylko w nomenklaturze zdarzały się różnice. Na hasło “idziemy na wybieg!” koledzy z drugiej tysiąclatki, do której chodziłam, mówili “gdzie?”