PRACA I SERCE

“Tu się często zmienia dekoracja. Nie, że ciągle jest to samo. Raz są ptaszki, raz jakieś króliczki. Ta pani mnóstwo czasu wkłada w dbanie o ogródek; i serca.

Kiedyś było inaczej. Od zasiedlenia tu mieszkam, od lata ’80. Wtedy ludzie tak nie dbali. Jak ktoś miał działkę, to głównie warzywa uprawiał – o wyżywienie chodziło; wiadomo w sklepach nic nie było. Teraz ludzie przykładają większą wagę do estetyki.”

Ogródki na Chomiczówce zwracają uwagę. To jedno z tych osiedli, na których mieszkańcy parterów mogą uprawiać pas ziemi u podnóża bloku. I robią to. Widać różnice w stylu, doborze roślin i nakładzie pracy włożonej w te mikro zieleńce, ale jedno jest pewne – wartością dodaną jest urozmaicenie wspólnego podwórka. Odwrotnie niż zwykle – prywatny wysiłek, publiczna korzyść. Tylko, czy sam fakt, że możemy cieszyć oko tymi ogródkami wystarczy, by uznać ich wspólnotowy charakter? A z drugiej strony, czy jest sens nazywać “własnym” ogródek poddany ciągłemu oglądowi tylu par oczu? Bez szansy na prywatność, przyblokowe ogródki są przedłużeniem długiej i bardzo płynnej granicy – tego, co na blokach jest “moje”, a co “nasze”. “- No tak, ten ma porządne ogrodzenie. Ta pani na prawdę dba. Ciągle ją w ogrodzie widać. Aż miło popatrzeć.”

Dziękuję chomniczówkowej autochtonce za rozmowę!