Najkrótsza droga z domu nad rzekę – jedna z najbardziej wydeptanych ścieżek. Pierwszy raz ją pokonuję zaraz po przeprowadzce w nowe miejsce.
Białoszewski wprowadził się na Lizbońską w środku czerwca. Swoją nocną wycieczkę najkrótszą drogą nad Wisłę odbył kilka dni później. Przygody, które go spotkały na tym kilkusetmetrowym spacerze opisał w Chamowie. W nowym miejscu dowolnie krótki odcinek może stać się labiryntem.
PODPOWIEDŹ: „dom” Białoszewskiego to 10 pięter, 8 klatek szarego bloku.
MIRON BIAŁOSZEWSKI CHAMOWO
Zebrałem się do wyjścia. Okazało się, że jest ciemno, ciepło. I pusto. Szedłem dość prędko spod mostku pod górę, cały czas wąskim lewym chodniczkiem Trasy przy barierze. W pewnej chwili ukazał się za barierą grodzącą jezdnię, za dwiema jezdniami, przy barierze przeciwnej chłopak. Szedł w stronę przeciwną. Poczułem do niego sympatię, choćby dlatego, że szedł na piechotę przez most. Przy Wiśle natrafiłem na podest, z którego trzeba zejść do połowy, a potem z niego wejść znów na most, ale już między grubą barierą od wpadnięcia pod samochód a normalną barierą do opierania łokci, od Wisły. Na podeście w cieniu stał chłop w gaciach. Podciągnął spodnie i zapiął, wziął teczkę i ruszył podestem naprzeciw. Starszy. Minąłem go. Zeszedł na sam dół, pod most, ale między filarami wrócił, poszedł na dalszą część Wału Miedzeszyńskiego. Wyglądało na to, że szukał dojścia do samej wody, a dojść tam nie ma. Z mostu granatowe otchłanie Wisły. Z drzewami. Po lewej. Nad środkiem konstelacja świateł. A to Trasa w skrócie, w górę, z wlotem pod Aleje Ujazdowskie, nad światłami latarni, tuneli wielopalącosięokienny dwudziestopiętrowiec. „Riwiera”. Za Wisłą, a przed odnogą w dole piasek. Patrzę, idzie po nim robot. Wyłonił się spod filarów. Niesie antenę. Głowa sztuczna. A to hełm. Chude, wysokie ubranie. Kroki dziwne, trudne. Idę, a mój cień padający z mostu na piasek zbliża się do jego cienia na piasku. Pomyślałem, że się o mnie dowie. Mijamy się cieniami, patrzy w górę. Zobaczył człowieka. Idzie dalej. Trudno, bo piasek. Do drzew, może coś mierzyć. Bo na moście czeka samochód roboczy. Za powrotem skręciłem spod filarów i Paryskiej w boczne przejścia, długie, łamane i gęste. Między parkanami. Domki, zapachy. Wplątałem się tak, że straciłem orientację. Przejście jak korytarzem, a tu odchodzi nagle uliczka Grecka. Plączę się dalej: Rumuńska. Myślę sobie
– Gdzie ja wyjdę?
Ukazują mi się wielkie drzewa, bariera, podniesienie jakiejś jezdni.
– Nic innego, tylko Wisła. Ale dom. Wielki, długi, szary.
Po paru krokach orientacji okazało się, że to mój dom z najkrótszej strony i moje topole. I jezdnia mostku.*
*Miron Białoszewski Chamowo, s. 24-25, PIW, Warszawa 2009.