ZAKLĘTE REWIRY

Osiedle Stawki jest na północy. Po drugiej stronie torów jest już Żoliborz. Na Stawkach są trzy duże bloki i pawilon usługowy. Jest też basen przy Inflanckiej.

Służew Nad Dolinką to kilkadziesiąt budynków mieszkalnych. Bloki są w trzech wariantach: czteropiętrowe, jedenasto i trzynasto. Ze Służewca na Górkę Ursynowską jest rzut kamieniem – na Górkę Ursynowską, czyli na Ursynów. Bo Służewiec jest na południu, 11 kilometrów na południe od Osiedla Stawki. Czy te dwa miejsca można pomylić?

– Panie, Inflancka to przy Gdańskim.

Tak instruuje przechodnia pani niosąca torby z zakupami. Ona idzie w stronę bloku przy ul. Bacha, a mówiąc „Gdański” ma na myśli Dworzec Gdański. Jesteśmy na Służewcu.

Mężczyzna musiał pytać o drogę. Szukając adresu, musiał kierować się krojem bloku – bo jeżeli Stawki i Dolinę Służewiecką można pomylić, to tylko dlatego, że mają takie same balkony.

Można by nakręcić cykl 10 filmów, których akcja rozgrywa się na blokowisku, a plany zdjęciowe zorganizować na tych dwóch osiedlach. Żaden widz by się nie połapał – tylko tubylcy wiedzą swoje.

SŁUŻEW NAD DOLINKĄ:

DSCN1080

OSIEDLE STAWKI:

foto:bloki_to_my

 

POZIOME PASKI POSZERZAJĄ

Kolorowanie ogromnych płaszczyzn elewacji wymknęło się spod kontroli. Filip Springer w swojej ostatniej książce Wanna z kolumnadą* opisuje „pasteolozę” jak chorobę. Fakt, że decyzje o kolorach zapadają na zebraniach wspólnot mieszkaniowych szkodzi krajobrazowi.

Kolorami modernistów, którzy wymyślili wielkie bloki, była biel i szarość. Uważali, że wielkie domy dominują w przestrzeni na tyle, że dodawanie do nich silnych akcentów kolorystycznych byłoby już wizualnym barbarzyństwem. Wielka elewacja miała być jedynie tłem dla życia osiedla, a nie jego głównym elementem. Rozumieli to w większości projektanci polskich blokowisk, zapomnieli ci, którym przyszło te osiedla modernizować.

foto:bloki_to_myKierownik administracji jednego z osiedli w Rzeszowie:

– Na naszym osiedlu dominuje kolorystyka pastelowa. To jest kolor ciepły, przyjazny dla człowieka, miły. Proponują nam go architekci, my konsultujemy z radami osiedli. Sprzeciwów jak do tej pory nie było. Trudno, proszę pana, znaleźć kogoś, komu by się to nie podobało.

Ludzie odreagowują szare lata. Oswajają najbliższą przestrzeń. Trzeba być optymistą, by starać się nadać sympatyczny wygląd blokowi. Trzeba być optymistą i mieć małą wyobraźnię.

Po obu stronach ulicy Modzelewskiego ciągną się bloki – dokładnie dwa. Chodzi o ten odcinek między al. Lotników a Wilanowską, na warszawskim Służewcu.

foto:bloki_to_my

foto:bloki_to_myJeden blok cały pomalowany jest na żółto. Drugi każdą klatkę ma w innym kolorze. Jaka jest między nimi różnica? Czy któryś z nich wydaje się krótszy? A może mniejszy? Czy żółty zlewa się w jedną wielką masę? Jakie złudzenia optyczne działają, gdy patrzymy na te kolosy? Różnokolorowe klatki miały chyba podzielić blok na kilka mniejszych jednostek. Kolorowy blok to reprodukujący się w nieskończoność szereg segmentów.

A kolory, oprócz walorów estetycznych, mają przecież funkcję użyteczną. „(…) malunki ułatwiają orientację w przestrzeni.”

No właśnie… to które okno jest twoje?

* Filip Springer, Wanna z kolumnadą, Reportaże o polskiej przestrzeni,

Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013

CZAS WISI

60 km na północny zachód od Marfy TX, przy szosie nr 90, stoi mały budynek – sklep PRADY. Dwie duże witryny prezentują kolekcję z 2005 roku. Do środka wejść nie można, bo cały budynek jest rzeźbą, kapsułą czasową. Kawałek rzeczywistości roku 2005 ciągle tkwi na pustyni. W zamyśle artysty ma niszczeć, stopniowo zlewając się z otoczeniem.*

W Warszawie też są takie miejsca – uwięzione w czasie. Piaskownice, które po odejściu jednej generacji bobasów nie przyjęły kolejnej. Przez lata zlały się z otoczeniem. Utraciły swoją funkcję użytkową – jak sklep z modą, w którym wisi stara kolekcja.

foto:bloki_to_my

BIAŁOSZEWSKI na ten sam temat:

Wywiesiłem się z dziewiątego piętra w dół. Ile ludzi, dzieci, huśtawka, trawki, podlatuje piesek, niucha, pewnie urodzony w styczniu w lutym. W piaskownicy dzieci. Małe, mało. Jedno aż nieporadne. Co ono ma z tego? Czy ma? I ile? I nagle wypatrzyłem tą piaskownicę napadem całego uczucia. Ogromnie dużo ma. Nie wie co, ale całe jest w piachu. W obijaniu ręką o deskę, o ciepło. O, tak, pamiętam, jakbym tam spadł, jak w niebo, w ten piasek, grzebał się. I całe to małe towarzystwo nie liczy czasu. Zrobiła się z miejsca wieczność. Czas wisi. Czas jest odłożony. Już zwyciężony? Ale racja. Za ileś to ten piesek nie będzie tak w tym szczęściu. I to dziecko też nie. Zmienią się, odmienią z czasem. “Czas”, wyraz, jest. No, trudno. To tyle, co ja go teraz potrzymam w ręku nad podwórkiem. Wisi. Porozumienie. Ma dwa końce, ale jeden koniec utopiony w żywiole oddalenia, niezłapania. To tak i z Mozartem. On dawał mi wtedy, teraz ja odbieram. Trzymam za ten koniec, tamten utopiony. Więcej się nie da.

Miron Białoszewski, Chamowo, PIW, Warszawa 2009, s. 339-340

foto:bloki_to_my

piskownica pod blokiem Białoszewskiego, ul. Lizbońska 2

*sklep PRADY na pustyni to rzeźba Michaela Elmgreena i Ingara Dragseta. Miuccia Prada wyraziła zgodę na użycie logo jej firmy i sama wybrała przedmioty, które zostały umieszczone na witrynie. We wrześniu 2013 teksański Wydział Transportu uznał instalację za nielegalną reklamę zewnętrzną.

BLOKI DLA JANKA

Tokio ma Fudżi, Seattle ma Mt Rainier. A Warszawa?

Mazowsze jest płaskie jak stół. Warszawskie bloki i wieżowce zawsze oglądamy na tle nieba – bez naturalnego kontekstu i skali porównawczej pozwalającej ocenić ich wielkość. Nie wiadomo, dlaczego miasto pnie się w górę, skoro mogłoby się rozlać po otaczających je bezkresnych polach.

Przez większość dni w roku kontur szarych domów ginie na tle szarego nieba. Bloki są za duże w stosunku do liczby miejsc parkingowych, a żeby poczuć lęk przestrzeni, trzeba wspiąć się na Górkę Ursynowską.

Cykl kolaży Janka Dziaczkowskiego Góry dla Warszawy* uwalnia nas od ograniczeń rzeczywistości. Samotny wędrowiec wspina się na ośnieżony szczyt, z którego widać te charakterystyczne bloki stojące przy Torwarze. Groza egzystencjalna dwudziestu pięter sąsiaduje ze wzniosłością poszarpanych grani. Wszystko jest inaczej.

Góry są daleko. Bloki są za duże. Góry są za wysokie. Janek z Zawratu nigdy nie wrócił. Zginął w Tatrach 20 września 2011 roku.

*Cykl kolaży Góry dla warszawy został opublikowany w książce pod tym samym tytułem. Towarzyszą mu eseje Grzegorza Piątka i Marka Pieniążka.

Ekspektatywa_5 Góry dla Warszawy, Fundacja Bęc Zmiana, 2009.

WALĄCE SIĘ DOMY

Jedenastopiętrowy korytarzowiec stoi w pełnym słońcu. Z okien na parterze wydobywa się obłok dymu i po chwili blok pada. To nie trzęsienie ziemi, zamach ani wybuch gazu.

„Today is demolition day at Pruitt-Igoe…”

Dziennikarz telewizyjny relacjonuje, jaka w St. Louis jest pogoda, ile pięter ma budynek i gdzie umieszczono dynamit. Relacja jest bezpośrednia. Zburzenie budynku zostało zaplanowane i przygotowanie. Decyzję podejmowały władze stanowe i federalne. 15 lipca 1972 na miejsce zjechały się ekipy telewizyjne, by przekazać całemu narodowi relację z wyburzania osiedla Pruitt-Igoe.

15 lipca padł pierwszy z 33 bloków. Przez kolejne trzy lata systematycznie wyburzano resztę. Ostatecznie teren został oczyszczony  w 1976 roku – osiemnaście lat po oddaniu osiedla do użytku.

Pruitt-Igoe powstało na zamówienie władz miejskich St. Louis. To postindustrialne miasto leży nad ogromną rzeką Mississippi, w samym sercu amerykańskiego środkowego zachodu. Zaczęło się wyludniać już w latach ’50. W czasie realizacji imponującego projektu osiedla mieszkań komunalnych, kurczyła się nie tylko populacja miasta, ale i budżet przeznaczony na dokończenie inwestycji. Plany architektoniczne musiały uledz zmianom. Koszty budowy malały odwrotnie proporcjonalnie do rosnącej ilości pięter budowanych bloków.

Kilkanaście lat funkcjonowania osiedla to tajemnica, o której socjolodzy i urbaniści napisali tomy. Nieraz będziemy do niej wracać. Dzisiaj wspomnimy tylko architekta, który podpisał projekt. Minoru Yamasaki – wychowany w wiecznie zielonym stanie Waszyngton – był jednym z czołowych przedstawicieli stylu międzynarodowego w architekturze modernistycznej. Jego realizacje rozsiane są po całych Stanach Zjednoczonych i wielu zakątkach świata. Budynki Minoru Yamasaki zdobywały nagrody i znalazły miejsce w podręcznikach architektury. Charakteryzowały się prostą i funkcjonalną formą. „Architectural Forum”,  amerykański magazyn poświęcony architekturze, w 1951 wychwalał projekt osiedla Pruitt-Igoe. 33 jedenastopiętrowe bloki nie robią na warszawiaku specjalnego wrażenia. Mieszkanie w nich na preriach środkowego zachodu okazało się niemożliwe.

Minoru Yamasaki jest znany z jeszcze jednej realizacji – dwóch wieżowców na Manhattanie.

ALOHA-WWA

Lato się kończy. Podwórkowa rzeczywistość czeka.

Niektóre bloki mają szczęście – mają coś wspólnego z rajskimi plażami wysp pacyficznych.

POZDROWIENIA DLA TUBYLCÓW Z IMIELINA!

foto:bloki_to_my

 

foto:bloki_to_my

BLOK JAK RZEKA

Najkrótsza droga z domu nad rzekę – jedna z najbardziej wydeptanych ścieżek. Pierwszy raz ją pokonuję zaraz po przeprowadzce w nowe miejsce.

foto:bloki_to_my

Białoszewski wprowadził się na Lizbońską w środku czerwca. Swoją nocną wycieczkę najkrótszą drogą nad Wisłę odbył kilka dni później. Przygody, które go spotkały na tym kilkusetmetrowym spacerze opisał w Chamowie. W nowym miejscu dowolnie krótki odcinek może stać się labiryntem.

PODPOWIEDŹ: „dom” Białoszewskiego to 10 pięter, 8 klatek szarego bloku.

MIRON    BIAŁOSZEWSKI    CHAMOWO

Zebrałem się do wyjścia. Okazało się, że jest ciemno, ciepło. I pusto. Szedłem dość prędko spod mostku pod górę, cały czas wąskim lewym chodniczkiem Trasy przy barierze. W pewnej chwili ukazał się za barierą grodzącą jezdnię, za dwiema jezdniami, przy barierze przeciwnej chłopak. Szedł w stronę przeciwną. Poczułem do niego sympatię, choćby dlatego, że szedł na piechotę przez most. Przy Wiśle natrafiłem na podest, z którego trzeba zejść do połowy, a potem z niego wejść znów na most, ale już między grubą barierą od wpadnięcia pod samochód a normalną barierą do opierania łokci, od Wisły. foto:bloki_to_myNa podeście w cieniu stał chłop w gaciach. Podciągnął spodnie i zapiął, wziął teczkę i ruszył podestem naprzeciw. Starszy. Minąłem go. Zeszedł na sam dół, pod most, ale między filarami wrócił, poszedł na dalszą część Wału Miedzeszyńskiego. Wyglądało na to, że szukał dojścia do samej wody, a dojść tam nie ma. Z mostu granatowe otchłanie Wisły. Z drzewami. Po lewej. Nad środkiem konstelacja świateł. A to Trasa w skrócie, w górę, z wlotem pod Aleje Ujazdowskie, nad światłami latarni, tuneli wielopalącosięokienny dwudziestopiętrowiec. „Riwiera”. Za Wisłą, a przed odnogą w dole piasek. Patrzę, idzie po nim robot. Wyłonił się spod filarów. Niesie antenę. Głowa sztuczna. A to hełm. Chude, wysokie ubranie. Kroki dziwne, trudne. Idę, a mój cień padający z mostu na piasek zbliża się do jego cienia na piasku. Pomyślałem, że się o mnie dowie. Mijamy się cieniami, patrzy w górę. Zobaczył człowieka. Idzie dalej. Trudno, bo piasek. Do drzew, może coś mierzyć. Bo na moście czeka samochód roboczy. Za powrotem skręciłem spod filarów i Paryskiej w boczne przejścia, długie, łamane i gęste. Między parkanami. Domki, zapachy. Wplątałem się tak, że straciłem orientację. Przejście jak korytarzem, a tu odchodzi nagle uliczka Grecka. Plączę się dalej: Rumuńska. Myślę sobie

– Gdzie ja wyjdę?   

Ukazują mi się wielkie drzewa, bariera, podniesienie jakiejś jezdni.

– Nic innego, tylko Wisła. Ale dom. Wielki, długi, szary.

Po paru krokach orientacji okazało się, że to mój dom z najkrótszej strony i moje topole. I jezdnia mostku.*

*Miron Białoszewski Chamowo, s. 24-25, PIW, Warszawa 2009.

foto:bloki_to_my

PAINT IT BLACK

Zamalowywanie fasad sypiących się kamienic to prowizorka i hipokryzja. Fundacja URBAN FORMS realizuje inny pomysł na zmianę wyglądu Łodzi.

Ekipa pracowała kilka dni. Byłam zachwycona. Rozmawiałam z nimi, robiłam dużo zdjęć. – Pani, którą zaczepiłam, ma fioletowe włosy, dużo entuzjazmu i więcej lat niż moja Mama. Dziewczyna z rysunku ma niebieskie włosy i budkę dla ptaków na głowie. Namalował ją Sainer z ETAM CREW.

Zrzut ekranu 2013-06-13 (godz. 8.59.41 PM)

To jest mój ulubiony łódzki mural. Dużo ludzi z zagranicy przyjeżdża, żeby go obejrzeć. Jeszcze tego słonika po drugiej stronie ulicy lubię.

Przechodząc z jednej strony ulicy na drugą w poszukiwaniu kolejnego malowidła, można obejść całe centrum Łodzi. W tym dziwnym mieście nie można się zgubić, nawet jakby kogoś naszła na to ochota. Jednokierunkowe, szerokie ulice przecinają się dokładnie pod kątem prostym. Nie meandrują jak na blokowiskach, ani nie rozchodzą się promieniście jak na Żoliborzu. Łódź jest jak Nowy York, zbudowana z głową. Nowoczesne miasto, w którym tylko budynki się postarzały.

Murali na łódzkim Śródmieściu jest już 21, jeden powstał na ślepej ścianie bloku przy Uniwersyteckiej 12 – to właśnie nasza dziewczyna  z budką dla ptaków.

foto:bloki_to_my

Na zdjęciach Uniwersytecka wygląda na dużą ulicę, ale tak naprawdę jest tam bardzo spokojnie. Od podwórka rosną drzewa. Jeśli spojrzeć w dół bocznej ulicy, można zobaczyć następny mural na horyzoncie. Pani o fioletowych włosach swój garaż musi otwierać w gumowych rękawicach – dopiero co został pomalowany, na zielono.

foto:bloki_to_my

MIEJSKI RYTUAŁ

Pod błękitny wieżowiec podjeżdża autobus. Błękitny, bo odbija niebo. Już jest późno i pełno ludzi. Wszyscy jedziemy na ten drugi, zielony brzeg.

Na Wileńskiej większość wysiada. Ich miejsca zajmują zaraz inni. Na Gorzykowskiej pies nie chce wskoczyć do autobusu. Kobieta wnosi go na rękach, moczy przy tym bluzkę, bo niedawno padało i pies zmókł. Kobieta wyzywa zwierzaka od jełopów i zaraz głaszcze po głowie. Panie dookoła są poruszone.

Wjeżdżamy na Targówek. Tu bloki stoją przy krążących ulicach, jak na orbitach wokół skweru Wiecha.foto:bloki_to_my

Skręcisz w jedną, idziesz bardzo długo, myśląc, że odszedłeś gdzieś daleko, a tu nagle drzewa i Teatr Rampa. Paradoksalnie, fakt, że ciągle trafiasz w znajome miejsce nie pomaga się tu zadomowić, tylko wprowadza poczucie zagubienia. Jakby przestrzeń straciła logiczną strukturę. Zamiast podążać do przodu, depczesz po własnych śladach.

Gdzie się nie obejrzeć stoją bloki ze spadzistym zakończeniem. Te same, na które z dachu spogląda Siwers.Zrzut ekranu 2013-06-02 (godz. 10.55.14 PM)

foto:bloki_to_myfoto:bloki_to_myTylko żółtych z szerokimi balkonami nie znalazłam – tych, na tle których śpiewa dziewczyna. Widać śpiew i jego sceneria nie są z tego podwórka.

 

Z autobusu wysiadam na przystanku Handlowa. Jest 20:07. Nikogo nie ma.

Siwers – Osiedloowa (ft. Ania Kandeger, Ninas, Dj Def) – Official Video:

NA ULICY LEŻĄ KWIATY

Nasze podwórka zmieniają się dziś nie do poznania. Jest Boże Ciało, więc przed naszymi oknami przechodzą procesje.

Jak odpowiednio uczcić święto będące wspomnieniem Ostatniej Wieczerzy? Jak ozdobić ołtarz, by był wystarczająco ładny? Jak nie nabrać dystansu do własnej wiary, mając do czynienia z kiczem przedstawień figuratywnych? Jak nie uprzykrzyć życia sobie nawzajem, bo w końcu nie wszyscy jesteśmy katolikami.

foto:bloki_to_myfoto:bloki_to_myZ punktu widzenia  mieszkańca osiedla, procesja Bożego Ciała jest ważnym wydarzeniem. To jedna z niewielu sytuacji, kiedy wspólną przestrzenią faktycznie musimy się dzielić. Zwykle miejsca, zaplanowane przez architektów jako służące integracji mieszkańców, stoją puste. W najlepszym razie zastawione są puszkami po piwie. Natomiast w Boże Ciało podwórko zapełnia się ludźmi. Część sąsiadów chce wpływać na kształt przestrzeni i, na dodatek, robić to kolektywnie.

Jak przestrzeń funkcjonalną zmienić w ołtarz? Trudność polega na odwróceniu porządku sacrum i profanum. Rytuał wychodzi na ulicę, ołtarze stoją na skrzyżowaniach. Obowiązująca na co dzień funkcja przestrzeni musi się przeobrazić w swoje przeciwieństwo. Ludzie jadący przez osiedle samochodem muszą cierpliwie poczekać, aż pochód przejdzie.

foto:bloki_to_my

Ponieważ ciągle jestem pod wrażeniem teorii Formy Otwartej – o której czytam w książce Filipa Springera o Hansenach – dlatego zastanawiam się, czy Boże Ciało nie jest momentem, w którym forma osiedla w końcu się otwiera. Tym, co ją współtworzy jest tradycja religijna, przyzwyczajenie, ale czasem też szalona chęć odkrycia transcendencji w miejscach, gdzie najmniej się jej spodziewasz.

foto:bloki_to_my